W mojej praktyce zauważam coraz częściej, że pojawiają się liczne spory między stronami umowy wynikające z różnych, oczywiście sprzecznych, poglądów na temat tego czy w wykonaniu umowy przenoszącej autorskie prawa majątkowe (lub umowy takie kwestie m.in. regulujące) pojawia się jednoczesny obowiązek wydania kodów źródłowych nabywcy tychże praw.
Co to jest kod źródłowy?
Kod źródłowy – pewnie większość z nas domyśla się co to jest i jaką pełni funkcję w programach komputerowych.
Jak jednak można, zwięźle, określić kod źródłowy?
Jest to zapis algorytmu w języku programowania wysokiego poziomu (możliwe są też zapisy programu w formie assemblera), w formie alfanumerycznej i składa się z ciągu liter, cyfr, symboli i innych znaków.
Jest on przedstawiony w formie możliwej do odczytu dla człowieka.
Kody źródłowe są nieczytelne dla komputera, stąd też muszą być przekształcone na język maszynowy – czyli w dużym uproszczeniu język zrozumiały dla komputera.
Proces „tłumaczenia” nazywany jest często kompilacją lub asemblowaniem.
Taki kod maszynowy jest zapisywany w języku wewnętrznym komputera (tzw. język niskiego poziomu) i przybiera formę zero-jedynkową.
Ok, zastanawiasz się pewnie dlaczego kod źródłowy jest tak ważny i po co całe zamieszanie z nim związane. Już tłumaczę. Kod maszynowy jest niemożliwy do odczytu nawet dla najbardziej wytrawnego programisty, stąd też jego kopia jest często udostępniana posiadaczom kopii programu, gdyż nie daje on możliwości wykonania na jego podstawie „kopii” programu.
Kod źródłowy już taką możliwość daje.
Kwestia kodu źródłowego w umowie
Ok, wracając do tematu wpisu: możemy rozróżnić dwie sytuacje:
a) w umowie przewidziano wydanie kodów źródłowych – wtedy sytuacja najczęściej jest jasna albo
b) w umowie nic na ten temat nie napisano i pojawia się spór.
W tej drugiej sytuacji najczęściej strona żądająca wydania kodów źródłowych szuka podstaw w ustawie o Prawie autorskim i prawach pokrewnych lub na zasady logiki i zwyczajów na rynku.
Ostatnio wśród praktyków szeroko była komentowana sytuacja kiedy w umowie o przeniesieniu autorskich praw majątkowych nabywca zagwarantował sobie prawo do do najogólniej rzeczy ujmując modyfikacji i rozwoju programu ale nie było mowy o wydaniu kodów źródłowych.
Powód dowodził, że wykonanie celu umowy jest niemożliwe bez posiadania kodów źródłowych.
W dużym uproszczeniu sądy rozpoznające ww. sprawę wywiodły, że obowiązek wydania kodów źródłowych nie wynika z ustawy, co więcej – i co zaskakujące – niejako wskazano że zasada specyfikacji pól eksploatacji przemawia przeciwko uznaniu roszczenia o wydanie, bowiem wydanie kodów jako szczególne uprawnienie winno być zgodnie z art. 41 ust. 2 ustawy wymienione w umowie.
Osobiście uważam, że opisane wyżej rozstrzygnięcie jest wadliwe, sąd bowiem mylnie zinterpretował wydanie kodów źródłowych jako pole eksploatacji, niewątpliwie jednak w chwili obecnej obie strony takich sporów jak opisany wyżej mają argumenty na poparcie swoich twierdzeń.
Odpowiadając na pytanie postawione w tytule wpisu – wydąć czy nie wydać? To zależy 🙂
Robert Ratajczak
adwokat
Photo Credit: Adam Simon via Compfight cc
***
Press clipping
Chciałbym dziś Tobie opowiedzieć o problemie z którym spotyka się coraz większa część moich klientów.
Mowa o tzw. press clipping czyli potocznie rzecz ujmując o działalności opartej na monitorowaniu mediów [Czytaj dalej…]
No cóż, jak zwykle wszystko najlepiej zastrzec w umowie licencyjnej / przenoszącej prawa autorskie, choć jak przypuszczam w zdecydowanej większości przypadków dotyczy to umów przenoszących prawa autorskie. Problem jest istotny o tyle, że w kwestii oprogramowania współpraca pogarsza się zazwyczaj po jakimś czasie kiedy dalsze rozwijanie oprogramowania może być dla jego twórcy po prostu nieefektywne finansowo, a jego choćby minimalny rozwój może mieć znaczenie dla użytkownika. Bez kodu niewiele w takiej sytuacji można zdziałać.
Szkoda, że nie napisał Pan jaki sąd wydał orzeczenie i jaka jest jego sygnatura, bez tego trudno się odnieść
@Michał:
głównie chodzi o wyrok SA w Warszawie z 18.09.14, I ACa 315/14.
Bardzo ciekawa tematyka artykułu. Osobiście jestem tego samego zdania co Pan. Rozwiązanie wyżej wymienione jest felerne.
Kilkukrotnie przy opiniowaniu umów zawierających przeniesienie praw autorskich w branży IT obserwowałem bardzo rażące braki w określeniu przedmiotu umowy 🙂
cóż, jak widać skupianie się na detalach rodzi duże ryzyko pominięcia pryncypiów 🙂
Dobrze, to co możemy zrobić w takiej sytuacji: firma zleciła zaprojektowanie strony internetowej i podpisała umowę w zeszłym roku, ja zostałam zatrudniona w późniejszym czasie, przez co nie miałam możliwości ingerencji w treść umowy. Teraz odpowiadam za rozwinięcie strony internetowej, która jest w powijakach, zleceniodawca nie traktuje nas profesjonalnie, wykonanie najprostszych dodatkowych funkcjonalności zajmują mu tygodnie, strona się nie rozwija, nasza inwestycja stoi w miejscu, chcielibyśmy zmienić programistę, ale nie mamy kodów źródłowych i firma odpowiedzialna za naszą stronę internetową doprowadziła do takiej patowej sytuacji, że ani sami nie obsługują strony profesjonalnie, ani nie chcą sprzedać kodów i umożliwiać nam zmiany wykonawcy. Zostaje już tylko zlecenie wykonania nowej strony?
Pani Doroto, zacząłbym od analizy zapisów łączącej strony umowy. Odpowiedź na pytanie co dalej, w dużej mierze zależy od wyników tej analizy.
Hmm… dziwna sprawa „przeniesienie praw autorskich” to jest możliwe? Zawsze myślałem że to moje prawo autorskie jest niezbywalne.