Ludzie nie zwracają uwagi na detale. To fakt. Dla niektórych detalem będzie coś błahego, dla innych detalem będą również kwestie fundamentalne. Niestety cena, którą trzeba potem zapłacić bywa duża, szczególnie, jeśli chodzi o tematy związane z funkcjonowaniem firmy.
Dlaczego o tym piszę?
Ostatnio miałem do czynienia z następującym przypadkiem. Firma zaangażowała grafika, którego zadaniem było wykonanie projektów przedmiotów, które następnie po wyprodukowaniu były sprzedawane na rynki tak w Europie jak i na całym świecie. Poza początkowym okresem współpracy, z różnych względów, strony funkcjonowały w oparciu o umowy o dzieło. Oczywistym dla obu stron było to, że uzyskiwane przez grafika wynagrodzenie wypłacane jest również tytułem przeniesienia autorskich praw majątkowych za efekty pracy grafika. Było to oczywiste, jak się później okazało, do pewnego momentu i tylko dla jednej ze stron. Oczywiście, co jest częstą praktyką, umowy, o których mowa wyżej, nie miały żadnych zapisów odnośnie autorskich praw majątkowych. To zaniechanie zostało wykorzystane przez grafika i nazajutrz (!) po ustaniu współpracy, został złożony pozew o zapłatę znacznej kwoty pieniędzy. Tytułem odszkodowania za naruszenie autorskich praw majątkowych. Argumentacja? Biedny grafik upominał się (oczywiście tylko ustnie) o zapłatę wynagrodzenia za przeniesienie autorskich praw majątkowych miesiącami, zaś druga strona zwodziła go wyszukanymi metodami.
Jak to czytasz, to pewnie pojawia się uśmiech na twarzy i następnie pytanie jak to możliwe, potem zaś pewnie pomyślisz ? ?pracodawca? ma sprawę wygraną. Otóż nie jest tak różowo. Jak pisałem już nie raz, umowa o przeniesieniu autorskich praw majątkowych (lub zapisy dotyczące tej kwestii, a zawarte w innej umowie) musi być zawarta w formie pisemnej pod rygorem nieważności. Co to znaczy? Jak nie zachowałeś takiej formy, tylko wszystko było załatwione ustnie, to jest problem.
Oczywiście można z tym walczyć, sposobów jest kilka, jednym z nich jest ustalenie, że strony zawarły ustną umowę licencji niewyłącznej. Dlaczego akurat takie rozwiązanie? Ano dlatego, że taka umowa nie wymaga dla swej ważności formy pisemnej J. Idąc dalej można próbować dowodzić, że wynagrodzenie z tytułu udzielonej licencji zostało już wypłacone w ramach kolejnych umów o dzieło.
Jest to jakieś wyjście z sytuacji, ale jednocześnie proces na ok 2 lata. Klient niekoniecznie może chcieć tak długo walczyć, czasami wolimy zapłacić nawet nienależną kwotę pieniędzy tylko i wyłącznie po to by ?mieć spokój? jednocześnie regulując wszystkie kwestie na przyszłość. Poza tym często jest tak, że czas osób zarządzających firmą, czy też właścicieli, który w przypadku takiego procesu jest mocno angażowany, jest cenniejszy niż wartość przedmiotu sporu.
Dzisiejszy wpis powstał, więc ku przestrodze. Pamiętaj, że podstawy, na których opierasz swoją firmą muszą być zdrowe i mające oparcie w przepisach. Oszczędzi Ci to czasu, pieniędzy i nerwów na przyszłość 🙂
Photo Credit: Nikki Lyn via Compfight cc
Faktycznie – mały szczegół, który może sprawić problem. Warto pamiętać o takich rzeczach lub mieć dobrego prawnika, który o nich nie zapomni 😉
Dokładnie tak jest, na szczęście świadomość potrzeby korzystania z usług prawnika rośnie 🙂
Takie sytuacje przysparzają tylko nerwów ? lepiej od początku budować zdrowe podstawy firmy. Pozdrawiam 🙂
Tak byłoby idealnie, ale wiadomo jak jest 🙂