Pozostajemy w tematyce internetu.
Niniejszy wpis jest niejako kontynuacją, w pewnym zakresie, poprzedniego wpisu i dotyczy sytuacji dostawców usług np. hostingu oraz dysponentów stron internetowych.
Każdy z nas wie czym są linki i jak bardzo ułatwiają nam one życie. Powiem więcej, nie wyobrażam sobie przeglądania internetu bez tego rozwiązania. Powszechność zastosowania linków powoduje, że bardzo często dochodzić może do sytuacji kiedy jesteśmy kierowania na strony na których zamieszczono treści łamiące prawa autorskie.
Samo odesłanie do konkretnej strony nie stanowi jeszcze naruszenia prawa, w tym autorskiego. Przemawiają za tym względy czysto praktyczne. Na tym przecież poniekąd w chwili obecnej polega dostęp do informacji. Dlatego jasnym jest, że np. nie ma wymogu posiadania zgody osoby uprawnionej do strony do której dany link odsyła.
Co się jednak dzieje gdy link zamieszczony na naszej stronie odsyła do strony na której znajdują się materiały naruszające prawa autorskie ?
Pewnie to zależałoby od tego gdzie jesteśmy :). Za oceanami jest tak, że strona która działa w ten sposób, że za pośrednictwem wyszukiwarki umożliwia odszukiwanie interesujących nas rzeczy i następnie „linkuje” do stron na których umożliwia się dostęp do bezprawnych materiałów naruszających prawa autorskie, implikuje od razu założenie, że usługodawca nie popisał się – najoględniej mówiąc – w weryfikacji tego czy przypadkiem owe linki nie prowadzą do materiałów naruszających prawa autorskie.
Na szczęście dla usługodawców i zwykłych użytkowników tworzących i posiadających strony internetowe „u nas”, regulacje europejskie są łagodniejsze dla nich. Jeśli linki zamieszczają użytkownicy naszej strony, nie mamy obowiązku ich weryfikacji. Jeśli natomiast okaże się, że linki prowadzą do materiałów naruszających prawa autorskie, to od tej chwili musimy dopełnić obowiązków o których mowa w dyrektywie o handlu elektronicznym a także o których była mowa w poprzednim wpisie (najogólniej rzecz ujmując uniemożliwiamy dostęp do stron końcowych, tj. usuwamy linki). Jeśli tego zaniechamy to są wszelkie podstawy do tego by przyjąć, że mamy do czynienia z pomocnictwem w naruszeniu praw autorskich.
Sytuacja w naszym ustawodawstwie nie może zresztą wyglądać inaczej.
Skoro istnieje dozwolony użytek (art. 23 i nast. PrAut), a tym samym użytkownik końcowy (np. „gość” na naszej stronie który klika link i przenosi się na stronę na której są dajmy na to filmy albo mp3) ma prawo do korzystania z utworów, także offline, z założeniem jednak że spełniono ustawowe warunki, to trudno byłoby uznać za racjonalne takie ukształtowanie odpowiedzialności usługodawcy czy też właściciela strony internetowej, zgodnie z którą „tylko” linkowanie do tych stron rodziłoby odpowiedzialność za naruszenie praw autorskich. Przecież finalnie nie możemy mieć pewności, że taki „gość”, który za pośrednictwem naszej strony został przekierowany na stronę na której zamieszczono ww. materiały, przekroczy granice dozwolonego użytku 🙂
Zupełnie osobną kwestią jest sprawa: linkowania do tzw. podstron, tj. z ominięciem strony głównej (tzw. głębokie linkowanie), zamieszczania w opisie linków np. tytułów utworów i ich fragmentów czy też tzw. miniatur graficznych (choć to się tyczy raczej wyszukiwarek) – o tym napiszę Ci z pewnością niebawem.
PS. Ciekawa dyskusja wywiązała się na fanpage’u bloga, dotycząca tym razem tzw. hotlinkowania. Zapraszam do lektury. Tytułem zakończenia, jak widać linkowanie linkowaniu nierówne 🙂
Autor obrazka powyżej: Federico_Morando